About

środa, 26 marca 2025



cdn.

poniedziałek, 1 czerwca 2015



Jeśli już wiemy z poprzedniego wpisu, że na nasze zachowania podczas zakupów wpływają instynkty, to łatwiej jest zrozumieć zjawisko wysprzedaży. Wysprzedaży? Przecież to błąd! Tak, ale kogo to obchodzi...




Język polski jest trudny i wiele w nim zawiłości. Cóż więc zrobić, jeśli nie wiemy, która forma jest poprawna? Najlepiej użyć angielskiego odpowiednika! Coraz częściej możemy więc zauważyć widniejący na sklepowych szybach napis „sale”. Jednak i takie wybrnięcie z podbramkowej sytuacji nie jest dobre. W tym momencie przypomina mi się pewien skecz kabaretowy, kiedy to matka dzwoni do córki, która zamierza wziąć ślub i zorganizować wesele. Rodzicielka stwierdza: „Kochana, nie martw się! Idąc główną ulicą widzę pełno napisów »sale, sale«, więc na pewno jakaś sala na wesele się znajdzie”.

Jak widać na załączonym przykładzie, zaśmiecanie rodzimego języka słowami obcymi, też bywa złym rozwiązaniem, które może powodować kłopotliwe sytuacje. Sama pamiętam jak bodajże w czwartej klasie szkoły podstawowej dostałam od mojej mamy bluzkę z napisem „My boyfriend thinks I’m studying”. To wygenerowało naprawdę dziwne uczucie, lecz pomysłodawczyni i jednocześnie sprawca tego zakupu nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia napisu. Dowiedziałam się jednak, że bluzka ta jest wykonana z bawełny dobrej jakości.


Właśnie… jakość! Widząc stosunek ceny produktu do jego jakości często opadają mi ręce, a w głowie pojawia się głos rozsądku, mówiący: „Naprawdę chcecie wcisnąć mi ten bubel za ciężkie pieniądze?!”. Może właśnie dlatego nie porywa mnie szaleństwo wy(s)przedaży. W wielu osobach wyzwala się jednak euforia towarzysząca zakupom. Czy ma to sens?  Przechadzając się ulicą 3-go Maja w Katowicach i przyglądając się dokładnie, zauważymy, że z każdej witryny sklepowej nęcą nas słowa: wyprzedaż, sale, obniżka, okazja, otrzymaj bon na 10 zł za zakupy o wartości 50 zł, 2 produkty w cenie 1.
Strategia ta jest wliczona w koszty promocji, a my – klienci – dajemy się wodzić za nos. Cóż więc zrobić? Na pewno nie da się uciec od tego, ale wspomnij, drogi Czytelniku, ten tekst, kiedy następnym razem udasz się do „zakładu pracy dla studentów” (czyt. Galerii Katowickiej).



Gosia Riling

Totalna wyprzedaż! Złap okazję!


Patrząc na stale rosnącą liczbę hipermarketów i centr handlowych, można odnieść wrażenie, że za jakiś czas całe społeczeństwo będzie pracować w branży handlowej i w ten sposób zarabiać na życie. Sklepy… wszędzie sklepy! Taka wizja przyszłości jest ogromnie przerażająca. Rano sprzedajemy towar, wieczorem sami stajemy się klientami. Budujemy w ten sposób  zamknięte koło i napędzamy kapitalistyczną gospodarkę. Coraz bardziej stajemy się społeczeństwem konsumpcyjnym, w którym łatwiej, taniej i szybciej jest kupić nowy produkt niż naprawić stary. Nie mówiąc już o tym, że nabywamy pewien towar tylko dlatego, bo trzeba stary model wymienić na nowy. To podbudowuje nasze ego, podobnie jak „lajki” na fb.



Istnieje zasadnicza różnica między zakupami, których celem jest nabycie potrzebnych lub mniej potrzebnych rzeczy, a  shoppingiem. Dlaczego tak bardzo lubimy shopping? Może zabrzmi to dziwnie, ale za taki stan rzeczy odpowiedzialna jest ewolucja. Aby zrozumieć ten mechanizm, wystarczy przyjrzeć się osobom, które – mówiąc potocznie – łażą po sklepach. Panowie zazwyczaj wchodzą do „świątyni” konsumpcjonizmu, biorą pierwszą, lepszą rzecz, płacą i wychodzą. Jest to zachowanie podobne do prehistorycznych polowań, gdzie zabijano zwierzę i szybko wracano do swojego domu – jaskini. Kobiety natomiast spędzają więcej czasu na przyglądaniu się i porównywaniu towarów, szukają tych najlepszych. Nie powinno to dziwić, wszak przed tysiącleciami kobiety – zbieraczki szukały wśród owoców tych pięknych i dojrzałych.





Szczególnie często uwidaczniają się nasze pierwotne instynkty podczas przedświątecznych zakupów. Można pokusić się o stwierdzenie, że po prostu tracimy wtedy rozum. Człowiek wchodzący do sklepu staje się jednostką w specyficznym tłumie. Tłum, jako struktura społeczna, rządzi się  własnymi prawami i jego zachowania są trudne do przewidzenia. Jednostka ulega naciskowi grupy i poddaje się efektowi owczego pędu. Według psychologów , stres, który towarzyszy dużym wyprzedażom można porównać do tego, którego doświadczają  piloci podczas zbliżania się do strefy walki! To niesamowite, że magia przekreślonej, „starej” (czyt. gorszej i wyższej) ceny na świstku papieru wywołuje aż tyle emocji! Kiedy uczucie napięcia i ekscytacji minie, pozostaje tylko rozczarowanie i pytanie: „po co mi aż tyle rzeczy?!”. Teraz możemy tylko złapać się za głowę.





Cieszę się jednak, że mieszkam na Śląsku, a nie w słonecznej Kalifornii. Tamtejsze wyprzedaże wyglądają jak bitwa o miejsce siedzące w autobusach przyspieszonych (870, 820 itd.), którą można obserwować  o każdej porze dnia i nocy na przystanku „Katowice Mickiewicza”/”Katowice Stawowa”. 







Gosia Riling

Bronisław „szogun” Komorowski vs Andrzej „duduś” Duda

piątek, 8 maja 2015

Marketing polityczny

Czym bliżej wyborów, tym robi się coraz goręcej. Wiadomo. Każdy kandydat chce pozyskać jak największą liczbę zwolenników. Nie czarujmy się, w kampanii chodzi tylko o zdobycie głosów. A wachlarz środków, jakie wykorzystują kandydaci i ich sztaby jest bogaty.
Najwcześniej swoją kampanię rozpoczął Andrzej Duda: https://www.youtube.com/watch?v=i0OqAArWJPY 
Spot ten emitowany był już w grudniu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia! Potem kandydat musiał tłumaczyć się, że to wcale jeszcze nie jest kapania. Trudno było się z tego wykręcić, gdyż w niekorzystnym świetle stawiał Andrzeja Dudę fakt, iż w tym nagraniu wystąpił razem z przypadkowymi statystami.
Debata telewizyjna, w której uczestniczyło 10 kandydatów na prezydenta (Bronisław Komorowski odmówił udziału), była popisem wyliczania obiecanek cacanek przez Andrzeja Dudę: 500 zł zapomogi na każde dziecko w rodzinach ubogich, 500 zł na drugie dziecko w rodzinach średnio zamożnych, podwyższenie kwoty wolnej od podatku, przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego, obniżenie podatków… Ja się pytam – jak to zrobić, żeby nasze państwo dalej jakkolwiek funkcjonowało, gdy na chwilę obecną nasz dług publiczny wynosi ponad 1 000 000 000 000 zł (jeden bilion)! Żeby spłacić ukryty dług publiczny każdy obywatel musiałby zapłacić z własnej kieszeni prawie 83 tysiące zł!
(Źródło: http://www.dlugpubliczny.org.pl/pl/metoda-liczenia ).
Pokusiłabym się jednak o stwierdzenie, że to Bronisław Komorowski jako pierwszy rozpoczął swoją kampanię. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Wykorzystał on obecny urząd do swojej promocji. Wszystko co robił jako prezydent, dokumentował na facebooku. Nieporównywalnie częściej był też wspominany w mediach. Niektórzy powiedzą - ale taka przecież jest rola prezydenta. Warto jednak zastanowić się, czy Bronisław Komorowski efektywnie wykorzystał szansę, którą zapewnił mu piastowany urząd. Duża część społeczeństwa ma bowiem w pamięci tylko szereg negatywnych ustaw podpisanych przez Bronisława Komorowskiego oraz pasmo wpadek: związki z WSI, wykorzystywanie dzieci do kampanii wyborczej, chodzenie z rozpiętym rozporkiem, „szogunowanie”, problemy z ortografią, złożone gratulacje po meczu finałowym dla piłkarzy (zamiast dla naszych siatkarzy!) podczas Mistrzostw Świata 2014 w Siatkówce… 
Wydawałoby się, że ciężko będzie wymazać ten zły obraz z pamięci Polaków, ale sztab bardzo się starał. Prezydent odwiedzał miasta, kręcił videobloga, przychodził na wyreżyserowane wywiady. Czytając pewne wpisy na facebooku można jednak stwierdzić, że Bronisław Komorowski bardzo nieporadnie dobrał ludzi, którzy kierowali jego kampanią – przykładem może być ten wpis - wpis, który wymaga tłumaczenia z języka polskiego na… polski.
Magdalena Ogórek – jedyna kobieta w wyścigu o fotel prezydenta. I już na samym początku wizerunkowo miała pod górkę. Bo jak można dobrze zaprezentować się z takim nazwiskiem? Dodatkowo jej sytuację pogarszał fakt, że cały czas w jej imieniu wypowiadał się Leszek Miller. Pod koniec kampanii, kiedy pozwolono jej już mówić, okazało się, że ma określone poglądy. Nie poprawiło to i tak jej wizerunku – nadal w opinii wielu jest piękną kobietą, która nic nie mówi.
Czas na Pawła Kukiza – tzw. czarnego konia czy też antysystemowca. W wielkim skrócie – wkurzył się na obecną sytuację polityczną i postanowił rozwalić „partiokrarację” poprzez kandydowanie na urząd prezydenta. I tą swoją autentycznością, brakiem ogłady, niewyreżyserowanymi zachowaniami zdobył wielu zwolenników. Ma jednak tylu entuzjastów, co przeciwników. Budzi skrajne emocje. Z punktu widzenia marketingu politycznego jest to jakieś rozwiązanie. Jego wpisy na facebooku również budzą emocje, zachęcają do poruszenia obywatelskiego i to ludzi przekonuje. Chociaż w debacie telewizyjnej wypadł niekorzystnie, to wydaje się, że poparcie nie maleje. Tutaj najnowszy sondaż z województwa śląskiego:
I na koniec zestawienie wydatków na kampanie wg portalu money.pl. Warto dodać, że kampanie dwóch czołowych kandydatów sfinansowałeś również Ty, drogi Czytelniku. Partie są finansowane bowiem z budżetu państwa, a budżet państwa to Twoje podatki. Zapłaciliśmy miliony monet, aby obejrzeć ten teatrzyk, prawdziwy POPiS… ;)
Z obliczeń przygotowanych przez portal money.pl wynika, że najbardziej efektywnym ekonomicznie kandydatem jest Paweł Kukiz - by zyskać jeden głos, musi wydać na reklamę 41 groszy. Najgorzej w zestawieniu ekonomicznym wypada Janusz Palikot. Każdy głos kosztuje go ok. 5 zł!



PS Niestety wybory prezydenckie to festiwal osobowości, więc tacy kandydaci jak Jacek Wilk czy Marian Kowalski szans na wygraną nie mają, bo w mediach ich w ogóle nie widać

PS2 Całość debaty telewizyjnej można obejrzeć tutaj:
http://www.tvp.info/19936882/debata-kandydatow-na-prezydenta-w-tvp1-relacja

                                                                                                                    Gosia Riling

Źródła użytych obrazów:
money.pl
facebook.com
twitter.com
tvp.info
dziennikzachodni.pl

 
Komunikator © 2012 | Designed by Bubble Shooter, in collaboration with Reseller Hosting , Forum Jual Beli and Business Solutions