Kiedy niedziela przestaje być niedzielą, a zaczyna być dniem przed poniedziałkiem…

poniedziałek, 17 marca 2014

…wtedy zaczyna się realny kryzys - poweekendowy. Najgorszy, bo zakaźny (mnie zwykle infekuje Antyradio i audycja Krzysztofa alkoholika) i z regularnymi nawrotami (co tydzień). Ten kryzys jest bardziej uporczywy niż ból głowy w reklamach tego, co kupuje Goździkowa i bardziej odstręczający niż wizja pójścia na randkę do kina na Kac Wawa 2 z jedną z posłów Ruchu Palikota. Do tego ten kryzys ma te same cechy, co międzynarodowy kryzys gospodarczy – ciebie to boli, widzisz, że jest źle, a wszyscy na około wmawiają ci, że nic się nie stało. Czy można jakoś uśmierzyć ból świadomości, że za kilka godzin zacznie się nieznośna powtarzalność czarnych dni w kalendarzu?




Jest niedziela wieczór. „Gorączka sobotniej nocy” to już mgliste wspomnienie. Powoli zaczynają się pojawiać myśli: co mnie czeka jutro, co miałem zrobić w weekend (a nie zrobiłem) i jak będzie wyglądał cały następny dzień? Jeśli w takim momencie masz ochotę użyć łacińskiej nazwy zakrętu, to wiedz, że coś się dzieje…

Mamy kryzys – jutro, jak to mawiają trenerzy personalni, jest dzień „pełen wyzwań i szans na sukces”, a ja wiem, ze to będzie dzień pt. „where is my mind”. No bo jak można się przestawić z trybu weekendowego na tryb pracy w ciągu… Właśnie, niby kiedy mam to zrobić?

Po pierwsze primo: nie lubię poniedziałków. Poniedziałek jest z natury… [wstaw odpowiednie słowo w komentarzu pod tekstem] i w ogóle zły. Też byście tacy byli, gdybyście nie mieli imienia. Etymologia jasno wskazuje, że to dzień „po niedzieli”, a więc taki, który nie ma własnej jakości, znaczenia ani charakteru. Wobec tego poniedziałek nie może, wpisując się w eufemistyczną retorykę partii rządzącej, „budzić naszego entuzjazmu”.



Po drugie primo: jeszcze nigdy w poniedziałek nie przytrafiło mi się nic dobrego, za to złych rzeczy aż nadto. Pamiętam, że był poniedziałek, kiedy się dowiedziałem, że nie byłem jedyny dla mojej jedynej. W poniedziałki mam wizyty u dentysty i zawsze boli! W poniedziałki  spóźniają się autobusy i pociągi (bardziej niż w pozostałe dni). Wreszcie to zawsze jest poniedziałek, kiedy odkrywam debet na karcie (taki jak kryzys, czyli poweekendowy).

Po trzecie primo, ultimo: jeszcze nigdy nie wstałem wyspany w poniedziałek rano! Znacie to? Tak, wstanę wcześnie, żeby się przygotować do wyjścia. Jasne, rozpocznę tydzień zwarty i gotowy. Przecież ten kwadrans wcześniej mnie nie zbawi. Bla, bla, bla… I co? Zawsze tak samo – kontynuacja kryzysu z chwili kiedy niedziela przestawała być niedzielą, a zaczynała być dniem przed poniedziałkiem (paradoks!).




Kiedy jednak się już (d)obudzę i z heroizmem godnym dowolnego ze Spartan w filmie „300” dojdę do łazienki, odprawię poranny rytuał przywrócenia wyglądu akceptowalnego przez społeczeństwo i wyjdę z domu, to  kryzys zaczyna mijać. Przecież pojutrze będzie środa, czyli taka „mała sobota” ;) a za następne dwa dni znów piątek!



Fan Komunikatora

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Komunikator © 2012 | Designed by Bubble Shooter, in collaboration with Reseller Hosting , Forum Jual Beli and Business Solutions