Patrząc na stale rosnącą liczbę hipermarketów i centr
handlowych, można odnieść wrażenie, że za jakiś czas całe społeczeństwo będzie
pracować w branży handlowej i w ten sposób zarabiać na życie. Sklepy… wszędzie
sklepy! Taka wizja przyszłości jest ogromnie przerażająca. Rano sprzedajemy
towar, wieczorem sami stajemy się klientami. Budujemy w ten sposób zamknięte koło i napędzamy kapitalistyczną
gospodarkę. Coraz bardziej stajemy się społeczeństwem konsumpcyjnym, w którym
łatwiej, taniej i szybciej jest kupić nowy produkt niż naprawić stary. Nie
mówiąc już o tym, że nabywamy pewien towar tylko dlatego, bo trzeba stary model wymienić na nowy. To
podbudowuje nasze ego, podobnie jak „lajki” na fb.
Istnieje zasadnicza różnica między zakupami, których celem
jest nabycie potrzebnych lub mniej potrzebnych rzeczy, a shoppingiem. Dlaczego tak bardzo lubimy
shopping? Może zabrzmi to dziwnie, ale za taki stan rzeczy odpowiedzialna jest
ewolucja. Aby zrozumieć ten mechanizm, wystarczy przyjrzeć się osobom, które –
mówiąc potocznie – łażą po sklepach. Panowie zazwyczaj wchodzą do „świątyni”
konsumpcjonizmu, biorą pierwszą, lepszą rzecz, płacą i wychodzą. Jest to
zachowanie podobne do prehistorycznych polowań, gdzie zabijano zwierzę i szybko
wracano do swojego domu – jaskini. Kobiety natomiast spędzają więcej czasu na
przyglądaniu się i porównywaniu towarów, szukają tych najlepszych. Nie powinno
to dziwić, wszak przed tysiącleciami kobiety – zbieraczki szukały wśród owoców
tych pięknych i dojrzałych.
Szczególnie często uwidaczniają się nasze pierwotne
instynkty podczas przedświątecznych zakupów. Można pokusić się o stwierdzenie,
że po prostu tracimy wtedy rozum. Człowiek wchodzący do sklepu staje się
jednostką w specyficznym tłumie. Tłum, jako struktura społeczna, rządzi się własnymi prawami i jego zachowania są trudne
do przewidzenia. Jednostka ulega naciskowi grupy i poddaje się efektowi owczego
pędu. Według psychologów , stres, który towarzyszy dużym wyprzedażom można
porównać do tego, którego doświadczają
piloci podczas zbliżania się do strefy walki! To niesamowite, że magia
przekreślonej, „starej” (czyt. gorszej i wyższej) ceny na świstku papieru
wywołuje aż tyle emocji! Kiedy uczucie napięcia i ekscytacji minie, pozostaje
tylko rozczarowanie i pytanie: „po co mi aż tyle rzeczy?!”. Teraz możemy tylko
złapać się za głowę.
Cieszę się jednak, że mieszkam na Śląsku, a nie w słonecznej
Kalifornii. Tamtejsze wyprzedaże wyglądają jak bitwa o miejsce siedzące w
autobusach przyspieszonych (870, 820 itd.), którą można obserwować o każdej porze dnia i nocy na przystanku
„Katowice Mickiewicza”/”Katowice Stawowa”.
Gosia Riling
0 komentarze:
Prześlij komentarz