Jeśli już wiemy z poprzedniego wpisu, że na nasze
zachowania podczas zakupów wpływają instynkty, to łatwiej jest zrozumieć
zjawisko wysprzedaży. Wysprzedaży? Przecież to błąd! Tak, ale kogo to
obchodzi...
Język polski jest trudny i wiele w nim zawiłości. Cóż więc
zrobić, jeśli nie wiemy, która forma jest poprawna? Najlepiej użyć angielskiego
odpowiednika! Coraz częściej możemy więc zauważyć widniejący na sklepowych
szybach napis „sale”. Jednak i takie wybrnięcie z podbramkowej sytuacji nie
jest dobre. W tym momencie przypomina mi się pewien skecz kabaretowy, kiedy to
matka dzwoni do córki, która zamierza wziąć ślub i zorganizować wesele.
Rodzicielka stwierdza: „Kochana, nie martw się! Idąc główną ulicą widzę pełno
napisów »sale, sale«, więc na pewno
jakaś sala na wesele się znajdzie”.
Jak widać na załączonym przykładzie, zaśmiecanie rodzimego
języka słowami obcymi, też bywa złym rozwiązaniem, które może powodować
kłopotliwe sytuacje. Sama pamiętam jak bodajże w czwartej klasie szkoły podstawowej
dostałam od mojej mamy bluzkę z napisem „My boyfriend thinks I’m studying”. To
wygenerowało naprawdę dziwne uczucie, lecz pomysłodawczyni i jednocześnie
sprawca tego zakupu nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia napisu. Dowiedziałam
się jednak, że bluzka ta jest wykonana z bawełny dobrej jakości.
Właśnie… jakość! Widząc stosunek ceny produktu do jego
jakości często opadają mi ręce, a w głowie pojawia się głos rozsądku, mówiący:
„Naprawdę chcecie wcisnąć mi ten bubel za ciężkie pieniądze?!”. Może właśnie
dlatego nie porywa mnie szaleństwo wy(s)przedaży. W wielu osobach wyzwala się
jednak euforia towarzysząca zakupom. Czy ma to sens? Przechadzając się ulicą 3-go Maja w
Katowicach i przyglądając się dokładnie, zauważymy, że z każdej witryny sklepowej nęcą nas słowa: wyprzedaż, sale, obniżka,
okazja, otrzymaj bon na 10 zł za zakupy o wartości 50 zł, 2 produkty w cenie 1.
Strategia ta jest wliczona w koszty promocji, a my – klienci – dajemy się
wodzić za nos. Cóż więc zrobić? Na pewno nie da się uciec od tego, ale
wspomnij, drogi Czytelniku, ten tekst, kiedy następnym razem udasz się do
„zakładu pracy dla studentów” (czyt. Galerii Katowickiej).
Gosia Riling
0 komentarze:
Prześlij komentarz